W zimie, jak wiadomo, jest za zimno by wychodzić z domu w celach innych niż jazda na nartach (oczywiście tylko zjazdowych). Każda inna aktywność sportowa spowodować może chorobę i śmierć a w najlepszym wypadku wytrzeszcz oczu u bliźnich i ich rozdziawione japy będące w stanie wykrztusić z siebie tylko:
To ty biegasz/łazisz/jeździsz na rowerze?
W zimie?!
Nie jest za zimno na rower?!?!?!?!?
Jesteś kierowcą i zima w mieście ci się podoba???
Ty gnoju! Ty świnio! Zima jest fajna tylko w górach! Zapamiętaj to sobie bydlaku!!!
AAAAAAAAARGH!!! Musk tak bardzo rozwalony!
Ok, wyrzuciłem to z siebie i pohejtowałem troszeczkę. Wystarczy.
Małe podsumowanie tego, co się działo przez ostatnie 4 miesiące:
Ignis ex natibum doczekała się drugiej edycji, w której zająłem zaszczytne 4 miejsce. W poprzednim wydaniu tej rywalizacji byłem trzeci.
Pod koniec stycznia załatwiłem sobie kolana dzięki beztroskiemu bieganiu w kopnym śniegu...
Bo przecież trzeba było nabić kilometry do rywalizacji. Nie?
Nie!
Błąd i ja (Błąd pierwszy od prawej)
Dzięki temu zdarzeniu zaliczyłem nieplanowany odwyk od biegania aż do marca.
Odbiłem to sobie biorąc udział w XIV Półmaratonie Żywieckim i X Półmaratonie Marzanny.
Podczas biegu w Żywcu zrobiłem życiówkę: 1h 38min 46s. W Krakowie poszło mi o minutę gorzej.
Wychodziłoby na to, że im więcej chleję i mniej biegam tym lepiej biegam...
Jeszcze dużo się działo ale o tym w następnym poście.