W poprzednim poście wspominałem o wyzwaniu na Endomondo w którym brałem udział.
Zadeklarowałem się, że machnę 250km w lipcu i udało się. Z nawiązką. 266,53km zaliczone, co dało mi 263 miejsce na
18 200 uczestników.
Warto dodać, że
zwycięzca "ubiegał" 1101 km... Można się nabawić kompleksów :).
Jeśli ktoś jest
ciekaw, może to sprawdzić tutaj: Ass on Fire
Podczas urlopu w
Tylmanowej miałem zaplanowane dwie wycieczki biegowe. Jedną na Prehybę, drugą
na Turbacz.
Zrealizowałem
tylko tą pierwszą, Turbacz musi zaczekać na lepsze czasy :)
Ale do rzeczy.
Zaplanowałem
trasę wiodącą z Tylmanowej na Prehybę i z powrotem. Nie lubię wracać tą samą
drogą, ale nie miałem możliwości inaczej zaplanować tej wycieczki. Dystans do
pokonania to 32km, Prehyba ma 1175m wysokości, ale startowałem z 500m n.p.m.
więc miałem fory na starcie.
30lipca, godzina
7.53, warunki wymarzone, mokro, mgła, temperatura ok. 18 stopni. W plecaku 3 butelki Oshee, 2 chałwy, apteczka, jakieś pierdoły. Stoję na granicy lasu, pod
pierwszym pagórkiem.
Słitaśna
self-fociunia przed startem ;>.
Zeruję gpsa i
start!
Pędzę! Ale po
chwilce stop. Ślimaczek :)
Ja mam jakieś
zboczenie do chtonicznych zwierzów.
No i jak to
zwykle bywa w polskich pagórach, minęła chwilka mała i bach! Jestem na papieskim
szlaku. Sam papa też wyłonił się z mgły na uroczej polance. Nieśmiało
przycupnął na głazie i uśmiechnięty patrzył gdzieś w dal otworkami źrenic. Nie
mogłem się powstrzymać od wspólnej foty.
Tu mała dygresja.
Już parę lat temu moja żona zauważyła, że o wiele łatwiej byłoby wszystkie
szlaki górskie nazwać papieskimi, a tylko nieliczne, w drodze wyjątku,
pozostawiać bezimiennymi. No i obowiązkowo krzyż na każdym, choćby najmniejszym
wzniesieniu. Koniec dygresji.
No i w końcu
można rozwinąć pełną prędkość. Bo chwilowo w dół prowadzi szlak i po płaskim.
Biegnę więc i podziwiam widoki.
No i pokarało
mnie za pana papieża. Wcześniej i później biegłem z pełną prędkością z różnych
wzniesień i nawet się nie potknąłem. A na płaskim, w pobliżu czerwonego szlaku
wy...ciąłem niezłego orła poharatawszy nieco siebie i odzież.
Oferma ze mnie.
Reszta drogi na
Prehybę upłynęła mi bez przygód, mgła nie ustąpiła do samego końca. Mi to
odpowiada, bo uwielbiam taką pogodę. Zresztą nie pojechałem w góry dla pejzaży
tylko napierać i na grzyby :)
Do celu dotarłem
po 2h i 37min. Czas trochę słaby, ale biegłem z obciążeniem i przeszkadzajkami w postaci gpsu i aparatu. A to fotkę zrobić, a to statystyki sprawdzić :). Gdy
się robiło trochę pod górę, pokusa by sięgnąć po którąś z elektronicznych zabawek
była bardzo silna.
Zapomniałem
dodać, że drugim celem wycieczki było znalezienie dwóch skrzynek geocashowych w okolicy szczytu Prehyby. Jednak przez to, że zaspałem rano, zapomniałem wprowadzić koordynaty keszów do gpsa...
Każdego kto nie wie co to jest geocaching, odsyłam tu: geocaching.pl Ze swej
strony polecam tą zabawę. Wciąga jak bagno :).
Posiłek
regeneracyjny + nawodnienie się, parę fot i czas ruszać w drogę powrotną bo
czas płynie nieubłaganie.
Postanowiłem
nadrobić straty w statystykach w drodze powrotnej. Biegłem kiedy tylko mogłem, szczególnie na stromych zejściach. Poprawiłem wyniki, ale był to błąd.
Przede wszystkim
"załatwiłem" nogi, co na ostatnich kilometrach dało mi się mocno we
znaki. Szkoda kolan na takie wygłupy, szczególnie, że ryzyko upadku i kontuzji
wysokie.
Poza tym, podczas
jednego zbiegu skondensowana para wodna w aparacie pozbawiła mnie możliwości
robienia zdjęć. Może to i lepiej, że tak się stało :).
Do punktu startu
dotarłem (trochę kulejąc) po 5g:09m:23s. W tym około godzina postoju. Wynik
mógłby być lepszy, ale tak wyszło.
Linki do albumów:
Kolejny wypad w
pagórasy już jutro. Zdecydowałem się wziąć udział w Biegu pod Radziejową.
Trzymajcie za mnie kciuki :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz