"Wiem na pewno , że tak jest ponieważ tak mi się wydaje"

piątek, 10 sierpnia 2012

Przeprawa na Prehybę.


W poprzednim poście wspominałem o wyzwaniu na Endomondo w którym brałem udział. Zadeklarowałem się, że machnę 250km w lipcu i udało się. Z nawiązką. 266,53km zaliczone, co dało mi 263 miejsce na 18 200 uczestników.
Warto dodać, że zwycięzca "ubiegał" 1101 km... Można się nabawić kompleksów :).
Jeśli ktoś jest ciekaw, może to sprawdzić tutaj: Ass on Fire


Podczas urlopu w Tylmanowej miałem zaplanowane dwie wycieczki biegowe. Jedną na Prehybę, drugą na Turbacz.
Zrealizowałem tylko tą pierwszą, Turbacz musi zaczekać na lepsze czasy :)

Ale do rzeczy.
Zaplanowałem trasę wiodącą z Tylmanowej na Prehybę i z powrotem. Nie lubię wracać tą samą drogą, ale nie miałem możliwości inaczej zaplanować tej wycieczki. Dystans do pokonania to 32km, Prehyba ma 1175m wysokości, ale startowałem z 500m n.p.m. więc miałem fory na starcie.

30lipca, godzina 7.53, warunki wymarzone, mokro, mgła, temperatura ok. 18 stopni. W plecaku 3 butelki Oshee, 2 chałwy, apteczka, jakieś pierdoły. Stoję na granicy lasu, pod pierwszym pagórkiem.

Słitaśna self-fociunia przed startem ;>.



Zeruję gpsa i start!
Pędzę! Ale po chwilce stop. Ślimaczek :)


Ja mam jakieś zboczenie do chtonicznych zwierzów.



No i jak to zwykle bywa w polskich pagórach, minęła chwilka mała i bach! Jestem na papieskim szlaku. Sam papa też wyłonił się z mgły na uroczej polance. Nieśmiało przycupnął na głazie i uśmiechnięty patrzył gdzieś w dal otworkami źrenic. Nie mogłem się powstrzymać od wspólnej foty.




Tu mała dygresja. Już parę lat temu moja żona zauważyła, że o wiele łatwiej byłoby wszystkie szlaki górskie nazwać papieskimi, a tylko nieliczne, w drodze wyjątku, pozostawiać bezimiennymi. No i obowiązkowo krzyż na każdym, choćby najmniejszym wzniesieniu. Koniec dygresji.

No i w końcu można rozwinąć pełną prędkość. Bo chwilowo w dół prowadzi szlak i po płaskim. Biegnę więc i podziwiam widoki.




No i pokarało mnie za pana papieża. Wcześniej i później biegłem z pełną prędkością z różnych wzniesień i nawet się nie potknąłem. A na płaskim, w pobliżu czerwonego szlaku wy...ciąłem niezłego orła poharatawszy nieco siebie i odzież.
Oferma ze mnie.





Reszta drogi na Prehybę upłynęła mi bez przygód, mgła nie ustąpiła do samego końca. Mi to odpowiada, bo uwielbiam taką pogodę. Zresztą nie pojechałem w góry dla pejzaży tylko napierać i na grzyby :)

Do celu dotarłem po 2h i 37min. Czas trochę słaby, ale biegłem z obciążeniem i przeszkadzajkami w postaci gpsu i aparatu. A to fotkę zrobić, a to statystyki sprawdzić :). Gdy się robiło trochę pod górę, pokusa by sięgnąć po którąś z elektronicznych zabawek była bardzo silna.

Zapomniałem dodać, że drugim celem wycieczki było znalezienie dwóch skrzynek geocashowych w okolicy szczytu Prehyby. Jednak przez to, że zaspałem rano, zapomniałem wprowadzić koordynaty keszów do gpsa... Każdego kto nie wie co to jest geocaching, odsyłam tu: geocaching.pl Ze swej strony polecam tą zabawę. Wciąga jak bagno :).

Posiłek regeneracyjny + nawodnienie się, parę fot i czas ruszać w drogę powrotną bo czas płynie nieubłaganie.



Postanowiłem nadrobić straty w statystykach w drodze powrotnej. Biegłem kiedy tylko mogłem, szczególnie na stromych zejściach. Poprawiłem wyniki, ale był to błąd.
Przede wszystkim "załatwiłem" nogi, co na ostatnich kilometrach dało mi się mocno we znaki. Szkoda kolan na takie wygłupy, szczególnie, że ryzyko upadku i kontuzji wysokie.
Poza tym, podczas jednego zbiegu skondensowana para wodna w aparacie pozbawiła mnie możliwości robienia zdjęć. Może to i lepiej, że tak się stało :).

Do punktu startu dotarłem (trochę kulejąc) po 5g:09m:23s. W tym około godzina postoju. Wynik mógłby być lepszy, ale tak wyszło.



Linki do albumów:

Kolejny wypad w pagórasy już jutro. Zdecydowałem się wziąć udział w Biegu pod Radziejową. Trzymajcie za mnie kciuki :).




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz